Czy warto mówić o wadach i poblemach rozwiązania?

Problemy wady i ograniczenia produktu b2b

To niby oczywiste, że nie ma uniwersalnych produktów ani usług idealnie pasujących do każdej sytuacji. Zawsze są one pewnego rodzaju kompromisem wynikającym z technologii, czasu, zasobów, itp.

Nie istnieje idealny system CRM ani Marketing Automation – w jednych okolicznościach każdy z nich może być tym idealnym, w innych wręcz przeciwnie, może być nietrafionym wyborem. Podobnie nie istnieje idealna maszyna produkcyjna – to, która będzie najlepszym wyborem zależy od konkretnych wymagań i scenariuszy jej eksploatacji. Nie istnieją również usługi, które idealnie sprawdzą się w każdej sytuacji.

W powszechnej opinii najważniejszą rolą skutecznego marketingu jest podkreślanie zalet i przewag oferowanego rozwiązania, produktu lub usługi – to przecież dzięki tym zaletom ma on szansę zostać wybrany przez klienta. A wady i ograniczenia? O nich lepiej nie wspominać…

Czy propozycja wartości wystarczy?

W B2B zakup produktu, usługi czy rozwiązania jest tak naprawdę sposobem na rozwiązanie problemu biznesowego (zakup systemu CRM jest rozwiązaniem problemu zarządzania danymi o klientach, zakup nowej maszyny na linii produkcyjnej rozwiązuje problem jej zbyt małej wydajności, zakup szkolenia ma rozwiązać problem niskiej efektywności pracowników, itd., itd.). Decyzja o tym, czy dokonać zakupu to jak zważanie na szali dwóch stron. Z jednej: istniejące status quo, i wiążące się z nim problemy, z drugiej: produkt lub usługa, które przynosi obietnicę ich rozwiązania. O ile wartość wynikająca z zakupu jest większa niż jego całkowity koszt – decyzja staje się oczywista. To właśnie dlatego tak istotne w sprzedaży i marketingu B2B jest umiejętne przestawienie propozycji wartości, szczególnie w kontekście sytuacji w jakiej znajduje się kupujący.

Ale propozycja wartości to nie wszystko. Decyzja zakupowa w B2B nie jest jedynie analizą kosztów i zysków, które można mniej czy bardziej precyzyjnie skwantyfikować. Z decyzją o zakupie – z czego doskonale zdaje sobie sprawę każdy kupujący – wiąże się jeszcze jedna element: ryzyko. Ryzyko podjęcia błędnej decyzji, ryzyko niedoszacowania kosztów, ryzyko wynikające z nieprzewidzianych, negatywnych skutków zmian obecnego (może nie optymalnego, ale za to dobrze znanego) status quo lub wiele, wiele innych możliwych ryzyk.

Kupujący zanim podejmie decyzję o ewentualnym zakupie musi zrobić więc coś jeszcze trudniejszego od porównania kosztów i zysków: przeprowadzić analizę ryzyka. Innymi słowy zważyć czy potencjalna korzyść, nawet jeśli wydaje się ona bardzo atrakcyjna, nie jest przypadkiem obaczona zbyt wysokim ryzykiem. Tyle tylko, że ocena ryzyka jest możliwa wyłącznie gdy mamy w ogóle świadomość jego istnienia oraz tego, jakie czynniki na to ryzyko wpływają. Tylko wtedy możliwe jest podjęcie lub zaplanowanie działań by owe ryzyko zminimalizować.

Niewątpliwie czynnikami wpływającymi na ryzyko zakupu są ograniczenia oraz wady rozważanego rozwiązania. Stąd oczywistym jest, że kupujący będą starali się je zrozumieć. Jak można zaadresować te oczekiwania? Istnieją tylko dwie możliwości: Można je zignorować i przemilczeć albo otwarcie o nich informować.

Bardzo kuszącą (i chyba przez wiele firm preferowaną) wydaje się opcja pierwsza, polegająca na nie informowaniu o ograniczeniach oferowanego rozwiązania i skupieniu się komunikacji jedynie na jego zaletach. W końcu klient kupuje produkt lub usługę ze względu na ich zalety i korzyści z nich wynikające – a nie ze względu na wady i ograniczenia, prawda? Oczywiście tak, tyle że – jak wskazywałem wcześniej – te zalety i korzyści są konfrontowane przez kupującego z kosztami oraz ryzykami. Brak informacji na temat kosztów lub ryzyk uniemożliwia dokonanie tego porównania, a skoro ryzyko jest niewiadome (a więc być może jest bardzo duże) to prawdopodobną konkluzją w tej sytuacji jest brak decyzji o zakupie.

Dla kupującego tylko jedna rzecz jest trudniejsza do zaakceptowania niż wady i ograniczenia rozważanego rozwiązania B2B: Brak informacji wadach i ograniczeniach.

Brak informacji o ograniczaniach i wadach oferowanego rozwiązania może być jeszcze większą przeszkodą w podjęciu decyzji o jego zakupie zakupie niż świadomość ich istnienia. Innymi słowy dokładne poinformowanie i uświadomienie kupującego jak może wyglądać „czarny scenariusz”, co w najgorszym razie może „pójść nie tak” może – paradoksalnie – obniżyć jego obawy przed zakupem.

Skoro informacje o wadach lub ograniczeniach rozważanego rozwiązania jest dla kupujących tak istotna, że bez nich trudno im podjąć decyzję o zakupie, oczywistą konsekwencją tego faktu będzie to, że będą oni tych informacji aktywnie poszukiwać. Ukrywanie informacji na temat ograniczeń i wad jest przeciw-skuteczne, bo:

  • albo się uda się skutecznie utrudnić kupującym dostęp do tych informacji – wtedy spada prawdopodobieństwo zakupu gdyż uniemożliwienie przeprowadzania analizy ryzyka oznacza, że trudno podjąć decyzję obaczoną nieznanym ryzykiem.
  • albo kupujący (skoro jest to ważna dla nich informacja) dotrą do nich tak czy inaczej, tyle tylko, że będą to źródła, które nie koniecznie są nam życzliwe i obiektywne, np: konkurenci przestawiający swoje rozwiązanie porównując je do naszego, albo niezadowoleni klienci, którzy zazwyczaj są bardziej skłonni do opowiadania o swoich negatywnych doświadczeniach, niż ci zadowoleni.

Tak naprawdę wybór sprowadza się nie do tego, czy potencjalni klienci dowiedzą się wadach i ograniczeniach naszego rozwiązania, ale od kogo i w jaki sposób się o nich dowiedzą.

Zalety otwartej komunikacji

Oczywistą zaletą otwartej komunikacji jest możliwość przedstawienia zalet i wad rozwiązania w odpowiednim kontekście ceny, propozycji wartości czy jego zastosowania w konkretnej sytuacji.

Jeśli negatywną cechą jest jakaś konkretna właściwość rozwiązania to możemy wskazać jakie niesie to dla kupującego konsekwencje –  i te negatywne, i te (jeśli istnieją) pozytywne. To ułatwi mu zrozumienie jak duży (jak mały?) będzie to w jego konkretnej sytuacji problem, a wiec umożliwi szacowanie ryzyka związanego z zakupem.

Przykład 1: Wadą rozwiązania jest, że jest bardzo proste – Przede wszystkim należy przedstawić co to tak na prawdę oznacza „bardzo proste” w przypadku naszego rozwiązania tak aby kupujący mógł odnieść to do swoich wymagań (może się przecież okazać, że jest w jego przypadku zupełnie wystarczający zakres). Konsekwencja negatywna dla kupującego jest niewielka możliwość zmian lub konfiguracji. Natomiast jako konsekwencję pozytywną można wskazać niszy koszt obsługi, brak potrzeby szkoleń, szybkość instalacji itp.

Przykład 2: Wadą produktu jest niska trwałość – Przede wszystkim należy przedstawić i skwantyfikować ową trwałość, tak aby kupujący mógł odnieść do swoich wymagań (może się okazać, że w jego zastosowaniu ta trwałość jest zupełnie wystarczająca). Negatywną konsekwencją dla kupującego jest potrzeba częstej wymiany produktu. Natomiast jako konsekwencję pozytywną można wskazać niską cenę, która (nawet uwzględniając niższą trwałość) powoduje, że wartość produktu wciąż jest bardzo atrakcyjna.

Przykład 3: Wadą rozwiązania jest niska uniwersalność – Przede wszystkim należy przedstawić ta uniwersalność oznacza i w jakich zastosowaniach nasze rozwiązanie jest mimo tego idealne (może się okazać, że to właśnie to zastosowanie, którego poszukuje kupujący), kiedy tylko adekwatne, a kiedy nie będzie dobrze funkcjonowało.

Przykład 4:  Negatywną cechą rozwiązania jest wysoka cena – Przede wszystkim należy przedstawić cenę w kontekście propozycji wartości naszego rozwiązania. Można zestawić ją konkurencyjnymi, tańszymi rozwiązaniami oraz uwypuklić jej przewagi. Można również porównać z droższymi rozwiązani (które mogą być bardziej zaawansowane, rozbudowane, popularne itp) i położyć nacisk na wyższą wartość dla kupującego.

Przykład 5: Cena naszego rozwiązania może być bardzo trudna do określenia  – Być może ryzykiem dla kupującego jest to, że nie może odnieść się do konkretnej ceny a więc nie może określić wartości rozwiązania. Oczywiście najprościej po prostu przedstawić cennik. Jeśli to nie jest możliwe (gdyż np. nasze rozwiązanie jest bardzo mocno dostosowywane do wymagań konkretnego klienta), można przynajmniej wymienić od jakich czynników zależy cena rozwiązania, tak aby kupujący mógł określić chociaż rząd jej wielkości.

To oczywiście tylko ogólne przykłady ale jestem przekonany, że bardzo szczegółową listą obiekcji dot. oferowanego przez Twoją firmę rozwiązania dysponują sprzedawcy. Na pewno odpowiadali setki razy na podobne pytania klientów i wiedzą, które argumenty trafnie te obiekcje adresują. Wystarczy prawdopodobnie z nimi tylko porozmawiać.

Kto powinien odpowiadać na pytania dot. wad i ograniczeń?

No właśnie! Skoro sprzedawcy mają wiedzę i doświadczenie jak rozmawiać z klientami na temat ich obiekcji, to czy nie wystarczy przekierować do nich kupujących? W końcu rolą sprzedawców jest m. in. odpowiadanie na pytania klientów, prawda?

Tak, oczywiście sprzedawcy prawdopodobnie są w stanie najlepiej odpowiedzieć na te pytania a w dodatku – rozmawiając z kupującym – mogą dokładnie zrozumieć kontekst całej sytuacji i zwrócić uwagę na te cechy naszego rozwiązania, które są najistotniejsze. Jednak ograniczenie tego typu informacji wyłącznie do rozmów ze sprzedawcami może być błędem. Dlaczego?

Pamiętajmy, że znaczną część procesu zakupowego kupujący realizują samodzielnie na podstawie dostępnych informacji. Często więc analiza problemu problemu biznesowego, wyboru metody rozwiązania tego problemu oraz identyfikacja odpowiednich dostawców robione są całkowicie wewnętrznie, bez kontaktu z nimi.

Kupujący B2B większość czasu spędzają samodzielnie poszukując informacji (Źródło: Gartner)

Może więc zdarzyć się tak, że kupujący będą próbowali odpowiadać na pytania dotyczących ograniczeń wad i ryzyk samodzielnie i… samodzielnie zdyskwalifikują nasze rozwiązanie. W takiej sytuacji nasz sprzedawca – choćby posiadał najlepszą wiedzę nt. rozwiązania, i choćby był wyekwipowany najlepsze argumenty pozwalające „obronić” jego wady i ograniczenia – to wszystko to na nic, bo do kontaktu z nim w ogóle nie dojdzie.

Remedium na to jest oczywiście publikacja treści wsparcia sprzedaży, które w sposób szczegółowy i wyczerpująca zaadresują obiekcje dotyczące wad i ograniczeń oferowanego rozwiązania.

Wiarygodność sprzedawców

Istnieje jeszcze jeden powód, dla którego publikacja takich treści wsparcia sprzedaży może być dobrym pomysłem.

Niewątpliwie olbrzymim problemem, z jakim zmagają się sprzedawcy w kontaktach z klientami jest ograniczone zaufanie tych drugich do tych pierwszych. Kupujący nie są naiwni i zdają sobie sprawę, że „nikt ci tyle nie da, co sprzedawca ci obieca (by zgarnąć premię za sprzedaż)”. Są świadomi, że od tego, czy sprzedawcom uda im się rozwiązania sprzedać (wcisnąć?, zależy ich płaca (nota bene: być może to jest kolejny argument za tym, by wreszcie skończyć w prowizyjnym wynagradzaniem sprzedawców?).

Kupujący nie ufają sprzedawcom

Źródło: „State of Sales 2021”, LinkedIn

Z tego samego powodu sprzedawcom bardzo trudno przychodzi „odpuszczenie klienta” i często do samego końca walczą o sprzedaż – nawet jeśli wiedzą, że rozwiązanie nie jest do potrzeb danego klienta skrojone. Stąd klienci bywają podejrzliwi wobec sprzedawców, obawiając się naciągania przez nich faktów lub przedstawiania pół prawdy, byle tylko doprowadzić do sprzedaży.

Otwarta komunikacja ze strony sprzedawców o wadach i ograniczeniach rozwiązania w radykalny sposób podnosi to – często nadwyrężone – zaufanie. W naturalny sposób jesteśmy bardziej skłonni zaufać komuś, kto nie przedstawia jednostronnie oferty jako cudownego rozwiązania (a każdy przytomny kupujący wie, że takich rozwiązań nie ma) ale w sposób rzetelny informuje o wszystkich jego aspektach, także tych potencjalnie negatywnych.

Dodatkowym elementem wzmacniającym zaufanie do słów sprzedawcy potwierdzających ich prawdziwość może być odesłanie do „oficjalnych” treści na temat wad i ograniczeń opublikowanych np. na stronie internetowej firmy.

Czy zniechęcenie klienta może się opłacać?

Do tej pory analizowaliśmy korzyści jakie przynosi otwarte informowanie o wadach i ograniczeniach potencjalnym klientom,  tymczasem – wbrew naturalnym obawom – korzyści może czerpać także firma oferująca owe rozwiązanie.

Korzyść 1: Ograniczenie kosztów sprzedaży – im wcześniej damy szansę klientowi zorientować się, że oferowane rozwiązanie nie jest dla niego optymalne, tym szybciej uwolnimy sprzedawców klientów, którzy i tak prawdopodobnie nie kupią. To szczególnie istotne jeśli ten koszt jest wysoki (wypływa np. z potrzeby odwiedzin klienta, analizy dokumentacji itp).

Korzyść 2: Wyższa satysfakcja klientów – im mniej sprzedamy źle dopasowanych produktów, tym wyższy będzie ogólny poziom satysfakcji naszych klientów. W efekcie zwiększy się ich lojalność, skłonność do dalszych zakupów oraz do rekomendacji naszych rozwiązań.

Korzyść 3: Ograniczenie kosztów obsługi klienta – często konsekwencją doprowadzenia do sprzedaży nieoptymalnego rozwiązania są wysokie koszty obsługi posprzedażnej a w ekstremalnych przypadkach nawet i reklamacji oraz żądania zwrotu kosztów.

Korzyść 4: Wyższa marża – wszystkie powyższe korzyści (ograniczenia kosztów i wyższej satysfakcji klientów) zwiększają szans na uzyskanie wyższej marży. Klienci są skłonni zapłacić więcej za lepiej dopasowane do ich wymagań rozwiązania.

Jak mówić o wadach i ograniczeniach?

Skoro otwarta komunikacja o wadach i ograniczeniach niesie tak wiele korzyści, pozostaje już tylko odpowiedzenie na pytanie jak ową komunikację przygotować. Z pomocą przychodzi nam metodologia „They Ask You Answer” (TAYA), szczegółowo opisana w przez Marcusa Sheridana w jego książce pod tym samym tytułem.

Gorąco zachęcam was do tej lektury, będącej kompleksowym przypisem na to, jak odpowiadać na wszystkie, nawet the najmniej wygodne pytania klientów. Niemniej na potrzeby tego artykułu chciałbym wyliczyć tzw. „wielką piątkę” najważniejszych tematów w każdej komunikacji marketingowej:

  • Grupa 1: Cena i koszty (w tym koszty ukryte) – To pytanie, które pada zawsze, a na które wiele firmy z uporem godnym lepszej sprawy nie daje precyzyjnej odpowiedzi zasłaniając się „tajemnicą handlową” lub stwierdzeniem „to zależy…”. Temat ceny zawiera również dodatkowe koszty „ukryte” wynikające z zakupu lub wdrożenia danego produktu, o których wiele firm wstydliwie woli milczeć. Odpowiedź na to pytanie jest szansą na wytłumaczenie z czego wynika cena, jak ma się ona do wartości, którą produkt przynosi oraz jak uniknąć lub ograniczyć koszty ukryte.
  • Grupa 2: Problemy – Im bardziej skomplikowany produkt tym potencjalnie większe problemy mogą wiązać się z jego zakupem, wdrożeniem i użytkowaniem. Kupujący doskonale zdają sobie sprawę z tej zależności. Otwarta dyskusja o problemach jest szansą edukację jak ich uniknąć – lub w najgorszym razie – jak minimalizować ich skutki.
  • Grupa 3: Porównania – Nawet jeśli kupujący zdecydowany jest na dany produkt lub rozwiązanie, niemal zawsze będzie pytał o porównania wobec konkurencyjnych produktów. Uczciwe (nie stronnicze!) wskazanie wad i zalet własnego produktu jest szansą na uniknięcie sytuacji, gdy co prawda uda się nam sprzedać produkt, niemniej będzie niedopasowany do potrzeb i oczekiwań klienta, co w sposób nieunikniony musi doprowadzić do problemów dla obu stron.
  • Grupa 4: Recenzje (tzw. „Good, Bad and Ugly”): – Dlaczego tak popularni są „influencerzy” recenzujący produkty? Ponieważ kupujący potrzebują i poszukują takich informacji! Dlaczego marki nie mogą samodzielnie (i obiektywnie!) recenzować produktów ze swojej kategorii (w tym także konkurencyjnych!) i być zaufanym doradcą w dobrze rozwiązania? Czyż „znajdujemy najlepsze rozwiązania problemów naszych klientów” nie jest mottem każdej firmy B2B? Jak wiarygodne jest to motto, gdy uszach klientów brzmi ono „znajdujemy najlepsze rozwiązania problemów naszych klientów, ale pod warunkiem, że są to nasze rozwiązania” ?!😂
  • Grupa 5: „Best in class” – to odpowiedź na pytanie o produkt, usługę ale z punktu widzenia konkretnego zastosowania przez klienta. Zamiast wymieniać ich poszczególne cechy, zalety i wady, aby ułatwić wybór kupującemu możemy wskazać, który produkt lub jego wariant będzie najwłaściwszym wyborem w konkretnej sytuacji (np.: Najlepszy CRM dla firmy logistycznej, najlepszy system zarządzania czasem przedstawicieli medycznych, itp.).

Trudne pytania w erze AI

Uważam, że presję by odpowiadać na trudne pytania klientów zwiększy rosnący udział w AI jako narzędzia do poszukiwania informacji, w tym także informacji o rozważanych rozwiązaniach i produktach B2B. Gartner w swoim raporcie przewiduje, że z tego powodu ilość zapytań do tradycyjnych wyszukiwarek spadnie o 25% w ciągu najbliższych dwóch lat.

Co to oznacza dla marketerów? Aby ich treści pojawiły się odpowiedziach generowanych przez AI muszą idealnie odpowiadać na zadane pytania (mówiłem od tym w podcaście Podcast S2E5: Czy marketerzy obstawiają właściwą stronę zakładu o GenAI?). Podobnego zdania są także autorzy raportu Gartnera:

“Companies will need to focus on producing unique content that is useful to customers and prospective customers, (…) content should continue to demonstrate search quality-rater elements such as expertise, experience, authoritativeness and trustworthiness.”

Tymczasem marki wciąż nie chcą odpowiadać na kluczowe dla kupujących pytania:

  • Dlaczego tak drogo?
  • Jakie są całkowite (ukryte) koszty?
  • Jakie są problemy wady i ograniczenia produktu?
  • Jakie ryzyko wiąże się z zakupem?
  • Jak produkt wypada w porównaniu z konkurencją (silne i słabe strony)?

itd.

Zachęcam się do zrobienia testu: Otwórz okienko ChatGPT lub innego chata AI, którym się posługujesz i wpisz następujący prompt:

„Jakie są ryzyka związane z zakupem [tutaj wpisz nazwę twojego produktu lub rozwiązania]?”

Serio, chcesz pozostawić sztucznej inteligencji odpowiedzi na tak ważne pytania Twoich klientów?!

Kto pierwszy przełamie zmowę milczenia?

Dlatego na koniec chciałbym zostawić Cię z pytaniem: Skoro otwarte komunikowanie o cenie, ograniczeniach i wadach jest tak mało popularne, i skoro te informacje są tak poszukiwane przez  kupujących: Który dostawca w Twojej branży pierwszy się przełamie i zdobędzie przewagi zaufania?

Napisz w komentarzu co myślisz.

* * *

Wprowadź swój adres email aby zaprenumerować ten blog i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach przez email.

Zapytaj o cenę

Zapytaj o cenę

Dziś opowiem historię, która przytrafiła mi się jakiś czas temu.

Jestem użytkownikiem pewnego systemu MarTech i choć pomimo, że formalnie mój podpis nie figuruje pod zamówieniem, to jestem klasycznym liderem procesu zakupowego (w tym temacie może zainteresować ostatni odcinek Podcast S2E3: Osoba decyzyjna w B2B). Narzędzie jest OK, spełnia swoje zadania, jestem na tyle zadowolonym klientem, że na pewno będzie używane intensywnie w przyszłości.

Oczywiście, jak każdy specjalista staram się śledzić rynek i trendy, widzieć jakie są nowe rozwiązania i narzędzia, ale nie mam motywacji aby przesadnie poświęcać zbyt dużo energii akurat w temu, już zaopiekowanemu obszarowi. Z mojego punktu widzenia mam wiele innych odcinków prac, które wymagają mojej uwagi i czuję, że to tam mam więcej osobiście do wygrania. Można by więc skonkludować, że po prostu nie jestem potencjalnym klientem dla rzeczonego rozwiązania właściwie na tym zamknąć temat.

Jednak, czy aby na pewno?!

I teraz następuje zupełnie przypadkowa, towarzyska rozmowa ze znajomym. Rozmowa skręca na marketing, potem MarTech. Okazuje się, że znajomy zna oba rozwiązania (cóż za zbieg okoliczności?!) i mówi do mnie:

„Wiesz Igor, gadamy systemach tej klasy, a ja właśnie byłem na demo systemu (tu pada nazwa) i dochodzę do wniosku, że to świetne rozwiązanie! No właśnie pamiętam, że w rozwiązaniu, którego teraz używacie obszar A i B sprawiał trochę trudności, a widzę, że oni tutaj to świetnie rozwiązali! Ale najlepsze jest to, że przy Twojej skali wykorzystania, koszty będę dramatycznie niższe! Weź rzuć na nich okiem.”

Co dzieje się w mojej głowie? Myślę:

„O kurczaki! Jeśli to faktycznie równie dobre (a może i lepsze) narzędzie to może warto pomyśleć o wymianie dostawcy i uwolnienia budżetu? Co prawda wymiana systemu nie jest prosta… Sprawy umowne, prawne, IT, dot. bezpieczeństwa, a potem przeszkolenie mnóstwa osób, którego go używają, uff… kupa roboty! Ale z drugiej strony: może cała operacja zaoszczędzi tyle pieniędzy rocznie, że być może uda mi się przekonać szefa, aby wydać te oszczędności do w zupełnie innym obszarze, na którym mi zależy?”.

Oczywiście jeszcze po drodze ze spotkania wchodzę na stronę WWW i niestety znajduję tam typową – w negatywnym tego słowa znaczeniu – zawartość:

  • Trochę treści „z góry lejka”, opisującego ogólnie jakie problemy rozwiązuje ten system, testimoniale itp – dla mnie zupełnie zbędne informacje, ja już dokładnie wiem co robi ta klasa rozważań bo używam konkurencyjnego rozwiązania,
  • Brak szczegółów dotyczących samego rozwiązania, prezentującego poszczególne – to bym chętnie zobaczył, a szczególnie te funkcje, na które zwrócił uwagę mój znajomy
  • Brak informacji o cenie – tym BARDZO jestem zainteresowany.
  • Duży przycisk „Zapytaj o cenę”.

Z czym więc zostaję?

Upływają dni od mojego spotkania ze znajomym. Jego opowieść powoli zaciera się w mojej pamięci. Jestem pewien, że za kilka tygodni nie będę potrafił wymienić przewag systemu ani kwoty potencjalnej oszczędności. Jednocześnie na moim biurku piętrzą się pilne tematy, które krzyczą o moją uwagę – więc odkładam pomysł na później, gdy może będę miał trochę więcej czasu by się tym zająć…

Jeśli strona WWW zawierałaby informacje, które są dla mnie potrzebne to w mojej specyficznej sytuacji mógłbym:

  • Mieć do czego wrócić. przypomnieć sobie dlaczego to taki świetny pomysł.
  • Zweryfikować, czy to co znajomy mi naopowiadał to prawda. A może trochę koloryzował?
  • Uniknąć spędzania czasu na spotkania DEMO (a potem tych wszystkich „follow-up” od których będę musiał się odganiać) by mieć czas na inne istotne dla mnie rzeczy.

Chyba nie jest będzie kontrowersyjną tezą, że gdyby te wszystkie informacje były dostępne w otwartym kanale marketingowym (tu: na stronie WWW) zwiększyłoby to prawdopodobieństwo zakupu w moim przypadku. Myślę, że takich „przypadków” jest więcej, bo można by je uogólnić co scenariuszy zmiany dostawcy.

* * *

Mam nadzieję, że wady ukrywania informacji o produkcie, w tym najważniejszej z nich, czyli ceny tylko po to aby wymusić kontakt ze sprzedawcą są oczywiste:

  • Ukrywanie ceny prowadzi do frustracji kupujących
  • Ukrywanie ceny zmusza do poszukiwania konkurentów – Rozpoczynanie rozmowy bez znajomości ceny jest niekomfortową dla kupującego sytuacją. Istnieje ryzyko będę zmuszony on powiedzieć, że nie stać go na zaproponowaną cenę. Wiele osób, będzie chciało tego ryzyka uniknąć i dlatego będzie szukać konkrecyjnej oferty aż do skutku.
  • Ukrywanie ceny podważają zaufanie do sprzedawcy –  Skoro kupujący nie może sprawdzić ceny w oficjalnym cenniku, a jedynym źródłem tej informacji jest handlowiec, to pojawiają się wątpliwości: „Na ile cena, którą otrzymałem jest podyktowana tym, że dzwonie z dużej firmy?”, albo „Na ile handlowiec mnie naciąga bo chce zmaksymalizować swoją marżę?”
  • Ukrywanie ceny może być ukryciem przewagę konkurencyjną  (jak przytoczonej przeze mnie historii)

Marcus Sheridan, w sposób dosadny porównuje wymuszanie kontaktu poprzez ukrywanie ceny do pokazania środkowego palca Twojemu potencjalnemu klientowi:

A powołuję się właśnie na Marcusa nie bez powodu. Jest on autorem koncepcji „They Ask You Answer” (oraz książki pod tym samym tytułem), która opiera się na bezkompromisowym, publicznym udostępnianiu odpowiedzi na każde, nawet najbardziej kłopotliwe pytanie kupujących. Celem tych odpowiedzi jest zbudowanie poczucia bezpieczeństwa kupującego, rozwianie jego wątpliwości, które powstrzymują go przed podjęciem decyzji o zakupie.

* * *

Dlaczego tak wiele firm wciąż nie docenia skuteczności udostępnienia informacji pomocnych dla kupującym? Dlaczego „zapytaj o cenę” jest tak powszechną praktyką (aby nie powiedzieć: plagą)?

Przyczyna 1: Przecenianie roli sprzedawców

Wydaje mi się, że wciąż wiele firm przecenia rolę sprzedawcy w procesie zakupu B2B jednocześnie nie doceniając roli, którą może odegrać marketing. W konsekwencji robi się wszystko aby jak najszybciej lead został zidentyfikowany i przekazany do sprzedawcy. I to nawet wtedy, gdy dokładnie te same informacje można by przekazać szybciej i wielokrotnie taniej w kanale marketingowym.

Tymczasem trend zmian preferencji kupujących w B2B jest klarownie jasny: coraz więcej z nich preferuje tam gdzie to możliwe samoobsługę (która oczywiście wymaga pełnej dostępności informacji) i coraz więcej z nich chce ograniczyć z kontakt ze sprzedawcą do minimum, a może nawet wręcz zastępując go przez eCommerce  (pisałem o tym: Sprzedawca przeszkodą w procesie zakupu B2B?).

Przyczyna 2: Kult generowania leadów

Moim zadaniem wiąże się to z dominującym modelem prowizyjnego wynagradzanie sprzedawców, który często prowadzi do konfliktu interesów. Jednym z przejawów tego konfliktu może być właśnie wymuszanie generowania leadów, a co można wytłumaczyć obawą sprzedawcy: „Jeśli tego nie wymuszę, to lead nie trafi do mnie, podobnie jak wiążąca się z nim szansa na prowizję od ewentualnej sprzedaży” (pisałem o tym: Wynagrodzenie prowizyjne: motywowanie zespołów sprzedaży i marketingu B2B).

Przyczyna 2: „Błąd przeżywalności”

Kolejną przyczyną może być pewien logiczny błąd, tzw. „błąd przeżywalności” (patrz: Wikipedia). Jego nazwa nawiązuje to pewnej historii, która wydarzyła się podczas Drugą Wojną Światowej.

W 1943 roku alianckie bombowce ponosiły duże straty podczas nalotów nad Niemcy. Wojsko przekazało Abrahama Walda na Uniwersytecie Columbia dane nt. tego, z jakimi trafieniami wracają bombowce o poprosiło pomoc, który miał opracować wzmocnienia w tym właśnie miejscach. Tymczasem Wald argumentował, że należało wzmocnić obszary na których nie było trafień! Zauważył, że najbardziej uszkodzone samoloty nigdy nie wracają, a posiadane dane pochodzą od samolotów, które dotarły do baz.

Prawidło pytanie więc brzmi: Jak wyglądały trafienia w przypadku samolotów, które nie powróciły?

Wracając do naszego przykładu, błąd przeżywalności może polegać na tym, że skoro wszyscy dotychczasowi klienci pokonali  drogę zakupu z sukcesem (czyli wszyscy zadzwonili aby zapytać o cenę) to wszystko jest OK. Tymczasem takie analiza ma gigantyczną dziurę – nie bierze pod uwagę faktu tych wszystkich przypadków, w których ktoś klientem nie został ponieważ zabrakło jakiegoś elementu, by do takiego zakupu doprowadzić.

Pytanie brzmi więc: Ilu klientów nie zadzwoniło, by o cenę zapytać?

* * *

Wprowadź swój adres email aby zaprenumerować ten blog i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach przez email.

„They ask you answer”, czyli odpowiedz na pytania klientów

They ask you answer - odpowiedz na pytania klientów

Dziś chciałbym się z Wami podzielić rewelacyjną książką Marcusa Sheridana „They Ask, You Answer”, która jest – moim zdaniem – jednym najlepszych przewodników dla marketów.

Zanim jednak o samej książce i metodzie „They Ask, You Answer”, chciałbym abyście obejrzeli jakże prawdziwy filmik od CodeTwo na temat podejmowania decyzji zakupowych:

A teraz przeczytajcie historię Marcusa oraz jego firmy, dzięki której książka w ogóle powstała:

W pierwszej dekadzie XXI wieku Marcus Sheridan wraz ze wspólnikami zakłada w Warszawie w stanie Viginia małą firmę zajmującą się instalacją przydomowych basenów z włókna szklanego. Biznes okazuje strzałem w dziesiątkę gdyż w Stanach Zjednoczony właśnie trwa boom kredytowy na rynku nieruchomości i niemal każdego stać na wymarzony dom z basenem. Marcus z kolegami nie nadąża z realizacją zleceń.

Sielanka nie trwa jednak długo nadchodzi bowiem krach i wciągu dosłownie tygodni firma traci niemal wszystkich klientów – nawet tych, którzy już podpisali umowę i wpłacili zaliczki. Bankructwo wydaje się nieuniknione. Trochę z braku innego pomysłu a trochę w akcie desperacji Marcus zaczyna prowadzić bloga, w którym odpowiada na wszystkie pytania dotyczące basenów przydomowych, które usłyszał w swej karierze sprzedawcy od klientów.

Po kilku miesiącach okazuje się, że – zupełnie dla Marcusa nieoczekiwanie – strona RivelPolls staje się najlepszym w Internecie źródłem informacji nt. przydomowych basenów, na którą rozważający zakup takiego basenu nie mają szans nie trafić. Zaczynają się pojawiać zamówienia (i to nie tylko z Virginii ale z całych Stanów Zjednoczonych, a nawet innych krajów!). Marcus ze zdumieniem stwierdza, że klienci ci zachowują się inaczej niż dotychczas. Po pierwsze: są w stanie pochłaniać dziesiątki a nawet setki stron informacji zanim w ogóle zainicjują kontakt, a pod drugie: poziom ich wiedzy ma bezpośredni związek z tym jak wiele czasu sprzedawcy potrzebują by sfinalizować zamówienie, a także czy są zadowolonymi klientami, którzy będą polecać RivelPolls.

Dziś RiverPolls to już nie lokalna firma instalująca baseny ale jeden z czołowych producentów przydomowych basenów z włókna szklanego w USA.

Kurtyna.

Pomimo, że historia Marcusa opowiada o uratowaniu (a potem rozwoju) biznesu B2C, to cały koncept w 100% odpowiada temu jak firmy B2B mogą wykorzystać treści marketingowe w celu zaspokojeniu głodu informacyjnego swoich klientów. W przypadku B2B jest on o wiele większy. Czymże jest bowiem „wtopienie” 17 złotych za kartę SD (patrz film powyżej 😂) a nawet kilku-, czy kilkunastu tysięcy dolarów na nieudany projektu domowego basenu wobec perspektywy złamania kariery, która może być konsekwencją złej decyzji zakupowej w B2B?!

Celem marketingu jest odpowiadanie na pytania klientów

Marcus sprowadza wszystko do niezwykle prostej zasady, którą nazywa „Metodą They Ask You Answer„: Celem działania marketingu jest dostarczenie wyczerpującej i uczciwej odpowiedzi na każde bez wyjątku pytanie klienta.

Słowo „każde” należy tutaj rozumieć jak najbardziej dosłownie, włączając w to zarówno informacje na temat cen (która zazwyczaj nie jest najniższa), problemów związanych z zakupem, wdrożeniem lub używaniem produktu, porównań z innymi produktami, lub nawet poleceń innych konkurencyjnych rozwiązań (sic!). W książce autor przytacza przekonujące przykłady dlaczego w erze internetowej hiper-dostępności informacji, ukrywanie czegokolwiek nie ma najmniejszego sensu a otwarte i uczciwe odpowiadanie na wszystkie pytania klientów nie tylko rozbraja bombę ale prowadzi do budowania zaufania a w konsekwencji przewagi konkurencyjnej.

Co więcej, Marcus przekonuje, że te wyczerpujące odpowiedzi powinny zostać przekazane w otwartym, ogólnodostępnym kanale marketingowym (np. na stronie WWW) a nie jedynie osobistej rozmowie ze sprzedawcą czy ekspertem. Stoi to w opozycji wobec dominującej praktyki, która nakazuje ograniczyć działania marketingowe do ogólnych treści oraz pozostawienie sprzedawcom monopolu na  wyczerpujące odpowiedzi.

Prawidłowość, którą odkrywa Marcus jest dla niego samego z początku szokująca: Im więcej treści odpowiadających na pytania dotyczące instalacji basenów skonsumują kupujący, tym bardziej prawdopodobne jest, że ten basen kupią! Magiczną barierą w jego przypadku to 30 stron. Jeśli ktoś przeczytał 30 lub więcej stron na ten temat prawdopodobieństwo dokonania zakupu wrasta do 80 procent!

Książka „They Ask, You Answer”  jest właśnie przepisem na to, jak marketing i sprzedaży mogą identyfikować pytania stawiane przez klientów oraz jak zorganizować proces produkcji treści marketingowych, będących faktycznie najlepszą odpowiedzią na pytania.

Autor dzieli te pytania na następujące grupy:

  • Grupa 1: Cena i koszty – To pytanie, które pada zawsze, a na które wiele firmy z uporem godnym lepszej sprawy nie daje precyzyjnej odpowiedzi zasłaniając się „tajemnicą handlową” lub stwierdzeniem „to zależy…”. Temat ceny zawiera również dodatkowe koszty „ukryte” wynikające z zakupu lub wdrożenia danego produktu, o których wiele firm wstydliwie woli milczeć. Odpowiedź na to pytanie jest szansą na wytłumaczenie z czego wynika cena, jak ma się ona do wartości, którą produkt przynosi oraz jak uniknąć lub ograniczyć koszty ukryte.
  • Grupa 2: Problemy – Im bardziej skomplikowany produkt tym potencjalnie większe problemy mogą wiązać się z jego zakupem, wdrożeniem i użytkowaniem. Kupujący doskonale zdają sobie sprawę z tej zależności. Otwarta dyskusja o problemach jest szansą minimalizowanie ryzyka przez kupującego. Od wad i ograniczeń rozważanego produkty, tylko jedna rzecz jest trudniejsza do zaakceptowania przez kupującego: brak informacji wadach i ograniczeniach.
  • Grupa 3: Porównania – Nawet jeśli kupujący zdecydowany jest na dany produkt lub rozwiązanie, niemal zawsze będzie pytał o porównania wobec konkurencyjnych produktów. Uczciwe (nie stronnicze!) wskazanie wad i zalet własnego produktu jest szansą na uniknięcie sytuacji, gdy co prawda uda się nam sprzedać produkt, niemniej będzie niedopasowany do potrzeb i oczekiwań klienta, co w sposób nieunikniony musi doprowadzić do problemów dla obu stron.
  • Grupa 4: Recenzje – Dlaczego tak popularni są „influencerzy” recenzujący produkty? Ponieważ kupujący potrzebują i poszukują takich informacji! Dlaczego marki nie mogą samodzielnie (i obiektywnie!) recenzować produktów ze swojej kategorii (w tym także konkurencyjnych!) i być zaufanym doradcą w dobrze rozwiązania? Czyż „znajdujemy najlepsze rozwiązania problemów naszych klientów” nie jest mottem każdej firmy B2B? Jak wiarygodne jest to motto, gdy uszach klientów brzmi ono „znajdujemy najlepsze rozwiązania problemów naszych klientów, ale pod warunkiem, że są to nasze rozwiązania” ?!😂
  • Grupa 5: „Best in class” – to odpowiedź na pytanie o produkt, usługę ale z punktu widzenia konkretnego zastosowania przez klienta. Zamiast wymieniać ich poszczególne cechy, zalety i wady, aby ułatwić wybór kupującemu możemy wskazać, który produkt lub jego wariant będzie najwłaściwszym wyborem w konkretnej sytuacji (np.: Najlepszy CRM dla firmy logistycznej, najlepszy system zarządzania czasem przedstawicieli medycznych, itp.)

Odpowiedzi źródłem zaufania

Marcus zauważa, że firmy nie mają najmniejszego wpływu na to, czy kupujący zadają i czy szukają odpowiedzi na powyższe pytania. Mogą je oczywiście ignorować pozostawiając przestrzeń na udzielenie odpowiedzi innym, np. konkurentom, ale mają również szansę być tym źródłem informacji, które odpowie na nie w sposób wyczerpujący i uczciwy. Te firmy, które tę szansę wykorzystają zyskają:

  • Zaufanie – Czyli coś co w relacji klientem jest najważniejsze. Czyż jest lepsza droga do zbudowania zaufania niż otwarta i uczciwa komunikacja, bez chowania głowy w piasek i unikania trudnych tematów, nawet za cenę utraty zlecenia?!
  • Prawo do żądania wyższej ceny – Zaufanie oraz przeświadczenie, że dokonujemy bezpiecznego wyboru jest niemal zawsze ważniejsze niż cena. Odnosi się to w szczególności do rynku B2B.
  • Ograniczenie kosztów sprzedaży – Jeśli kupujący jest w stanie znaleźć odpowiedź na większość pytań samodzielnie, to dramatycznie skraca to i upraszcza pracę sprzedawców, którzy nie muszą odpowiadać w kółko na te same pytania (na co z resztą – jak pokazują badania – nie mają czasu) a w rezultacie mogę sfinalizować więcej transakcji w tym samym czasie – czyli podnieść efektywność sprzedaży. W skrajnym wypadku ich rola ogranicza się do przyjęcia zamówienia. Marcus postuluje wręcz, że poświęcanie czasu klientom nie posiadającym odpowiedniej wiedzy jest nieefektywne.
  • Zwiększenie up-sell i cross-sell – Wydedukowany klient, który dokładnie rozumie jak działa nasz produkt i ma do firmy zaufanie jest zdecydowanie bardziej skłonny dokupić do niego dodatkowe opcje lub inne produkty.
  • Zwiększenie satysfakcji klienta – Edukacja klientów nt. produktu oraz jego wad, zalet i optymalnego sposobu wdrożenia oraz wykorzystania prowadzi nieuchronnie do większego poziomu zadowolenia oraz skłonności do polecania innym. Edukacja pomaga również uniknąć sytuacji gdy klient kupuje produkt, który nie jest dopasowany do jego potrzeb i oczekiwań.
  • Status najlepszego źródła informacji – To klucz do widoczności oraz wykorzystania całego potencjału inboud marketingu oraz content marketingu.

Assignment selling

Publikacja odpowiedzi na pytania klientów, oraz fakt, że prawdopodobieństwo zakupu rośnie z ilością konsumowanych treści otwiera też drogę do optymalizacji kosztów sprzedaży. Autor nazywa to assignment selling. Słowo „assignment” używane jest tutaj w znaczeniu „przypisanie zadania” albo „praca domowa”. Oznacza to ni mniej ni więcej niż zadanie przez sprzedawcę „pracy domowej” kupującemu, zanim poświeci mu on swój cenny czas. Można to więc przetłumaczyć jako „sprzedaż poprzez zadanie pracy domowej”.

Podstawowym zadaniem jest upewnienie się, że kupujący zapoznał się z podstawowymi informacjami na temat produktu przed spotkaniem ze sprzedawcą, aby nie rozmawiał z kimś „zupełnie zielonym”. Dzięki temu zwiększamy szansę, że potencjalny klient, dla którego nasz produkt nie jest dobrym rozwiązaniem zorientuj się wystarczająco wcześnie i zaoszczędzi nam kosztów obsługi przedsprzedażnej. Natomiast ten potencjalny klient, który zadał sobie trud przyswojenia podstawowych informacji nt. produktu (w przeciwieństwie do tego, który na to czasu poświecić nie chce) prawdopodobnie jest nim faktycznie zainteresowany. Więcej na ten temat w artykule Assignement selling, czyli sprzedawcy z zakazem spotkań.

They Ask You Answer w B2B

Pomimo, że Marcus nie koncentruje się w swojej książce na firmach B2B, wydaje mi się, że podejcie opisywanie w „The Ask You Answer” jak ulał pasuje właśnie do B2B i to z kilku powodów:

  • Wpisuje się doskonale w sprzedaż doradczą, charakterystyczną właśnie dla B2B. Czymże innym jest doradzanie, jak nie odpowiadaniem na nurtujące pytania kupującego?!
  • Pomaga wyekwipować sprzedawców w informacje, które są im pomocne w rozmowach w z klientami – czyli owe odpowiedzi.
  • Ustawia rolę marketerów wobec sprzedawców: dostarczenie treści odpowiadających na pytania klientów.
  • Ustawia rolę sprzedawców wobec marketerów: dzięki bezpośredniemu kontaktowi z klientem sprzedawcy mogą precyzyjnie zdiagnozować sytuacje klienta a także zindetyfikować jego bardzo konkretne pytania. To jest niezwykle cenny wkład w proces tworzenia treści sprzedażowyh (BoFu).
  • Pozwala optymalizować czas sprzedawców i uwolnić ich od odpowiadania w kółko na te same pytania. Marcus postuluje tzw. Assignment Selling, czyli posłużenie się treściami marketingowymi tak, by sprzedawca miał czasczas na pogłębienie wiedzy o sytuacji klienta i odkrycie pytań, na które (jeszcze!) nie ma przygotowanych treści sprzedażowych.

Gorąco polecam!

Jeśli miałbym polecać komuś TYLKO jedną książkę o marketingu, to chyba właśnie byłoby to „They Ask You Answer” Marcusa Sheridana. Najdobitniej ze wszystkich mi znanych pozycji pokazuje potrzebę bezkompromisowej komunikacji treści sprzedażowych z punktu widzenia klienta.

Na pewno nie jest to książka, która stawia sobie za cel bycia kompletną receptą ale idea They Ask You Answer w stosunku do treści sprzedażowych jest moim zdaniem równie rewolucyjna jak koncepcja content marketing’u dla treści marketingowych (przeczytaj: Content marketing =/= treści sprzedażowe).

Pamiętam gdy ją czytałem zrobiła na mnie olbrzymie wrażenie i to mimo tego, że już „odkryłem” wcześniej content marketing i Joe Pulizzi. Nie bez znaczenia jest pewnie to, że miałem okazję widzieć na Marcusa na Content Marketing World. Niesamowicie i charyzmatyczna osoba.

Kapitalny przykład „They Ask You Answer”

Jeśli miałbym wskazać jeden, najlepszy przykład zastosowania metodologii TAYA w praktyce na polskim rynku, to byłaby to firma Debesto, która specjalizuje się w eksporcie stolarki budowanej.

Po prostu wejdź na ich stronę i zobacz z jaką pieczołowitością odpowiadają na wszelkie możliwe pytania, które może zadawać sobie osoba odpowiedzialna za zamówienia tych komponentów: robią wszystko aby być najlepszym źródłem informacji tak, aby takiej osobie pomóc podjąć najlepsze decyzję. Porównania, rankingi, zestawienia, opisy, kalkulatory – to wszystko narzędzia, o których pisze w swojej książce Marcus! ❤❤❤

(A jeśli chcesz w praktyce poznać  jak się robi takie rzeczy, to spójrz na ich stronę rekrutacyjną).

* * *

Kup książkę:
Wesja oryginalna: They Ask, You Answer do nabycia w Amazon
Polska edycja: Co chce wiedzieć klient do nabycia w MTBiznes

* * *

Wprowadź swój adres email aby zaprenumerować ten blog i otrzymywać powiadomienia o nowych wpisach przez email.